Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

10 typów ludzi, którzy komentują artykuły w internecie

151 756  
642   205  
Internet to takie specyficzne miejsce, w którym każdy może wyrazić swoją opinię - bez względu na to, czy ma coś mądrego do powiedzenia. Efekty bywają różne. Oto subiektywny przegląd 10 typów osób, które spędzają mnóstwo czasu na komentowaniu sieciowych artykułów.

Bojownik o wolność słowa


Zapewne ten akapit i tak zostanie usunięty, ale go napiszę. Ten typ komentujących jest szczególnie irytujący. Przekonany o wszechobecnym spisku, każdą swą wypowiedź zaczyna od zastrzeżenia, że jego komentarz z pewnością zostanie usunięty przez niegodziwych moderatorów. Z jakiego powodu? Według "bojownika o wolność słowa", każdy powód jest dobry. Jeden, by usunąć jego komentarz. Drugi, by podkreślać, jak bardzo jest się szykanowanym. Chińscy opozycjoniści to przy nim nic.

Krytyk(ant) POlityczny


Cokolwiek jest naPiSane w sieci, ma swój POdtekst - nikt nie dostrzega tego lepiej niż komentujący artykuły krytycy. Zależnie od umiłowanej opcji POlitycznej komentującego, winny jest albo Kaczafi, albo Donald z Bażin - nieważne w jakiej sprawie, ważne tylko, aby wyśmiać nielubianego polityka lub jego partię. Najlepiej poprzez niby przypadkowe przytrzymanie klawisza "shift" albo zabawne rzekomo przejęzyczenie.

Wieczny niezadowolony


Do tej kategorii pasuje - lekko licząc - trzy czwarte komentujących, którzy ciągłym "hejtem" dają upust swojej codziennej frustracji. A to artykuł za krótki, a to artykuł za długi, a to z pogrubioną czcionką zamiast pochyłej, a to na odwrót. A to za dużo zdjęć, a to za mało, a to zdjęcia nie takie. Raz jeszcze powód nie ma znaczenia. Byle zgodnie z polską naturą sobie ponarzekać, kogoś zwymyślać, a jeśli uda się przy tym sprawić komuś, np. autorowi tekstu, osobistą przykrość, wówczas sukces jest podwójny.

Dorywczy księgowy


Ulubionym zajęciem wielu Polaków jest wściubianie nosa do cudzego portfela. O zarobkach innych ludzi - zwłaszcza autorów artykułów - według dorywczych księgowych najlepiej byłoby uczyć w szkołach. To przecież ważniejsze niż podstawy fizyki, czy - jak łatwo po poziomie niektórych komentarzy wywnioskować - podstawy ortografii. Stąd dzień w dzień zadawane pytania w stylu "ile wam zapłacili za ten artykuł?" albo "kto was sponsoruje?". By rozwiać wszystkie wątpliwości: większość piszących zarabia na artykułach wystarczająco, by kompletnie nie przejmować się kąśliwymi uwagami.

Grammar nazi


Niegdyś było takie powiedzenie: "nie popełnia błędów tylko ten, kto nic nie robi". Dzisiaj można by je zaktualizować do "nie popełnia błędów tylko ten, kto pisze komentarze pod artykułami". Najdrobniejsza literówka to powód do wysłania piszącego do podstawówki, ewentualnie na konsultacje do najbliższego słownika. Własne błędy z kolei polskim grammar nazi wcale nie przeszkadzają. W końcu, jak sami argumentują, to nie im płacą za pisanie, więc nie muszą się starać. Za to każda wytknięta literówka to dla nich powód do ogromnej radości.

TL;DR


Dzisiaj w modzie jest czegoś nie wiedzieć. Im więcej dana osoba nie wie, tym bardziej modna może się czuć. W końcu wiedza to tylko zbyteczny dodatek, a promocja analfabetyzmu i głupoty trwa w najlepsze, czego dowodem są komentarze spod znaku "tl;dr". "Zbyt długie, nie przeczytałem" byłoby zrozumiałe, gdyby lektura miała się odbyć np. podczas jazdy windą. Ale chwalić się tym, że przeczytanie kilku zdań więcej przekracza czyjeś intelektualne możliwości? Dawniej był to powód do wstydu, ale czasy - jak zauważamy - bardzo szybko się zmieniają.

Cytujący


Pod słynnym filmem z "kablem od internetów" pojawiło się co najmniej kilkadziesiąt komentarzy brzmiących "jestem hardkorem". Pod nagraniem jednego z rajdowych wypadków - kilkadziesiąt "k****, moje pole". Wymieniać można długo. I pytanie - po co przepisywać film? Albo inne - po co po raz setny z rzędu przepisywać film? Miłośnicy cytowania działają aktywnie, a mimo to ich intencje w dalszym ciągu pozostają niezbadane.

Sponsor całego internetu


Kto by pomyślał, że internet pełen jest różnego rodzaju sponsorów. Ich hojność objawia się zwykle rozpaczliwymi komentarzami w stylu "to ma być artykuł?! I pomyśleć, że ja za to płacę"... Owszem - pięć złotych rocznie, choć kwota nie ma tu akurat większego znaczenia. Najważniejsze, żeby ponarzekać, a jeśli można przy tym zaszpanować wielkopańskim gestem - "JA ZA TO PŁACĘ!!!" - to jest to okazja, której nie wolno zmarnować.

Nostalgik


Jak to mówią, kiedyś to i nostalgia była lepsza. I Joe Monster był lepszy. I Polska była lepsza. I żyło się lepiej. A teraz to wszystko to jakoś nie tak. Nawet komentujący też są do chrzanu. Zatem - pytam się grzecznie, na wzór najbardziej dociekliwych wśród dyskutantów - co się dzieje z tym światem/portalem/serwisem? Dokąd zmierza? Co się stało ze szczytnymi ideami założycieli? A w ogóle to Joe Monster skończył się na Kill'em all. Ot co.

Misjonarz nie zawsze religijny


To już nawet nie tyle domena internetu, co całej ludzkości. Dzisiaj nie wystarczy bowiem mieć własne poglądy. Trzeba koniecznie przekonywać do nich innych. I tak na forach motoryzacyjnych możemy dowiedzieć się, że należy codziennie jeść rzeżuchę, na portalach biznesowych, że jedzenie mięsa powoduje raka, a na portalach plotkarskich pouczani jesteśmy, aby koniecznie odmawiać nowennę pompejańską. Misjonarze - nie tylko religijni, ale i fanatycy innych dziedzin - są wszędzie. Nie tylko na Dominikanie.

I smutne tylko, że tym, którzy mają najwięcej mądrego do powiedzenia, na sieciowe komentowanie zwyczajnie szkoda czasu...

Źródło: 1
Komentarze: JoeMonster.org, Onet.pl, Dobreprogramy.pl

Oglądany: 151756x | Komentarzy: 205 | Okejek: 642 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało