Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Wielka księga zabaw traumatycznych CLXXVII

31 890  
90   2  
Kliknij i zobacz więcej!Jeśli szukasz tu czegoś z czego można się pośmiać zrywając boki - zawiedziesz się. Natomiast jeśli trafiłeś tu szukając ludzi, którzy niemalże trafili do księgi Darwina - zapraszam. Dzisiejszym bohaterom w komplecie udało się przeżyć, choć były i złamania, i zranienia...

Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom, których psychika nie jest wypaczona stanowczo odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...

SOSNA


Jesień, byłam z dziadkami i mamą w lesie. Wszyscy gdzieś się porozchodzili, ja nie miałam co robić więc próbowałam wejść na starą sosnę. Na początku było dobrze, weszłam już dobre 1,5 metra w górę, lecz musiałam postawić nogę na nieodpowiedniej gałązce, która się złamała, akurat wtedy, gdy przy okazji zahaczyłam koszulką o inną gałąź. Jako, że nie miałam się już czego trzymać dosłownie zjechałam po tym drzewie, chwile po upadnięciu na ziemię wstałam i odeszłam od drzewa łapiąc się za brzuch.
Miałam całą rękę we krwi. Umierająca wołałam babcię/dziadka/mamę. Babcia zjawiła się najszybciej i zatrzymała mi krwotok. Szybko zebraliśmy się i pojechaliśmy do domu. Pierwsza opcja była taka, żeby jechać do szpitala, bo ciągle krwawiłam, ale nie chciałam. Pojechaliśmy do domu. Miałam już opatrzoną ranę i krew przestała lecieć, lecz musiałam codziennie chodzić z brzuchem owiniętym w bandażu, zwolnienie z WF nawet miałam. Do dzisiaj mam bliznę ciągnącą się przez cały brzuch.

ROWERKIEM DO PIWNICY

Miałam chyba z 6 lat. Jako że nie umiałam jeździć na rowerze, trenowałam u babci na podwórku. Niedaleko mojego toru jazdy było zejście do piwnicy, chyba z 12 schodów, kończyło się małym korytarzykiem, gdzie przechodziło się do innego pomieszczenia. Akurat pech chciał, że drzwi były otwarte, a ja jadąc gwałtownie skręciłam prosto w wejście do piwnicy (to wcale nie było specjalnie). Efektem był zjazd po schodach i uderzenie w ścianę, na szczęście ja wyszłam z tego cało i bez żadnych ran, gorzej z rowerkiem.

SCHODY

Byłam u koleżanki, był wieczór, chyba październik, tak więc ciemno jak w d... . Obok domu stały schody, nie widziałam co było na górze, bo było ciemno jak już wspominałam, oczywiście ciekawska musiałam wejść i zobaczyć co tam jest. Weszłam, nic nie widziałam, ale szłam dalej. Idę, idę i nagle jeb. Nie było barierki więc spadłam, z takiej wysokości jakbym spadła z balkonu jednopiętrowego mieszkania. W chwili uderzenia plecami o ziemię i przeturlania się pod sąsiednią ścianę (w jakąś szczelinę pomiędzy budynkami wpadłam), nie mogłam złapać oddechu i nic powiedzieć, koleżanka myślała że się zabiłam, ale już po chwili można było usłyszeć mój głupi śmiech, sama z siebie się śmiałam, o tak. Spadłam tak ok. 10 cm przed wystającym z ziemi prętem (głupi ma zawsze szczęście). Koleżanka zawołała rodziców, trzeba było jakoś mnie wyciągnąć. Oczywiście nic sobie nie złamałam, tylko trochę plecy pościerane miałam.

by Sadako @

* * * * *

POSTRZELALI SOBIE

Miałem 5 może 6 lat, odwiedził mnie starszy kuzyn. Zabawa w strzelanego z plastikowymi pistoletami. Jako że łóżko moje stało naprzeciwko drzwi wejściowych do pokoju, wpadłem na pomysł, że jak się tam położę, przykryję kołdrą, drzwi przymknę to usłyszę jak on wejdzie i zastrzelę go pierwszy. Więc leżę tak podparty na łokciach, czekam, jego nie ma. Z nudów zacząłem sobie skubać zębami ten plastikowy pistolet gdy nagle wpada kuzyn. Scena rodem z Max Payna - rzuca się na to łóżko robiąc pif paf, a ja, przygnieciony, wybijam sobie przednie mleczaki i dziurawię prawie na wylot górna wargę o dość ostry kant mojego pistoletu, który chwilę wcześniej obgryzałem.

UATRAKCYJNIŁ ZABAWĘ

Jako że zawsze byłem bardzo pomysłowym dzieckiem i nudziły mnie wciąż te same zabawy, zawsze musiałem dodać coś od siebie. Lat około 8-10, podwórkowy trzepak. Tak, tak - fikołki, włażenie na niego i w końcu mój pomysł. Jeden koniec sznurka do nadgarstka, drugi do samej góry trzepaka i skok w dół. Zerwany bark, ręka dłuższa o ładne kilka cm. Pogotowie, nastawianie, miesiąc ręka w chuście.

by Rahim1 @

* * * * *

DZIEŃ DZIECKA

Dzień dziecka, 14:10, koniec lekcji. Szybko do toalety, aby umyć ręce i się wysikać, bo za 3 minuty autobus. W tym dniu dowiedziałem się, że pojemnik na papierowe ręczniki może zostać zainstalowany w najmniej oczekiwanym miejscu w ciągu dnia. Ale wracając, umyłem ręce, wytarłem w spodnie, obróciłem się w lewo w stronę drzwi i wielkie było moje zdziwienie, kiedy z nosa leciała mi fontanna krwi, kafelki były czerwone; ale co tam, od winowajcy wziąłem kilka metrów ręcznika i poszedłem na autobus. Po 25 minutach wróciłem do domu, położyłem się spać. 17:xx Wielkie było zdziwienie mojej rodzicielki, kiedy to ujrzała mnie całego we krwi, z nosem na równi z okiem. Pisk, lament, szpital. Lekarz stwierdził, że nie ma sensu robić rentgena, bo widać, że złamany i zapytał, czy wolę mieć go od razu nastawionego, czy jakimiś kleszczami przez 2 miesiące. Wtedy dowiedziałem się, że nastawienie złamanego nosa nie boli, oraz że lekarz może wyśmiać pacjenta. Dziś nie ma śladu.

by Dzichader @

* * * * *

I do końca już odpowiedź KsiazeIktorn na traumy z zeszłego odcinka...

Siłą sytuacji poczułem się lekko zdetronizowany, postanowiłem więc opisać resztę z wypadków, mimo że nie starczy tego na odcinek. Tak więc lecimy z koksem:

3,5 roku. Jakoś na 3 dni przed złamaniem ręki łaziłem po polu i nadepnąłem na deskę z gwoździem. Gwoźdź przebił gumiaka i gładko wszedł mi w nogę na dość sporą jak na nogę dziecka głębokość. Skończyło się na płaczu i obserwacjach czy nie wdało się zakażenie, ale w szpitalu nie wylądowałem. Trzy dni później złamałem rękę (opisane w jednej z poprzednich części).

6 lat. Byłem z rodzicami w kinie na jakimś filmie. Ponieważ byłem bardzo żywym dzieckiem, biegałem po schodach sali kinowej w górę i w dół pod byle pretekstem. W którymś momencie potknąłem się i wywaliłem, znajdując tym sposobem jedyny jak się okazało wystający gwóźdź. Wbiłem go sobie w podbicie na tyle głęboko, że bliznę mam do dziś.

13 lat. Ponieważ sala gimnastyczna w mojej podstawówce była jakieś pół metra niżej niż reszta szkoły, prowadził do niej krótki, prosty korytarzyk, który z jednej strony zaczynał się stopniami niwelującymi tę różnicę wysokości, z drugiej zaś były wiecznie otwarte drzwi do sali. Naprzeciwko nich znajdował się stos materacy. Zabawa polegała na maksymalnym rozpędzeniu się i skoku na nie. Kiedyś kolega po prostu zamknął mi te drzwi przed nosem. Na szczęście były zrobione z parkietu włożonego między dwie listwy. Tak więc przebiłem się przez nie głową wyłamując 4 klepki i tracąc na chwilę przytomność. Skończyło się na wielkim guzie i pogadance u dyrektorki

17 lat. Przeskakiwałem ogrodzenie zbudowane z pospawanych prętów, na które była naciągnięta siatka. Od góry dla usztywnienia była jeszcze rura. Całość około 18O cm, wysokie. Umyśliłem więc wziąć rozbieg, wybić się, złapać rurki i robiąc świecę (żeby było ładniej i efektowniej) przerzucić swe ciało na drugą stronę. Plan nie udał się o tyle, że jeden z wystających prętów siatki wbił mi się tuż poniżej początku (patrząc od nadgarstka) palca wskazującego i wyrwał kawałek skóry, który już tam został. Mała blizna jest do dziś.

18 lat. Jechałem rowerem po kumpla i z dość znaczną prędkością wszedłem w zakręt. Wyjechałem na tę stronę bloku, z której są drzwi do klatek. Jakież było moje zdumienie gdy nagle te najbliżej mnie otworzyły się, nagle wypuszczając stado dzieci.. Żeby nie wjechać w wielką szybę gwałtownie skręciłem w prawo i nacisnąłem wszystkie hamulce. Efektem czego nabiłem się na kierownicę podbrzuszem tuż koło miednicy. Ponieważ w niecałe 3 minuty wyrosła mi w tym miejscu gula wielkości pięści, wylądowałem w szpitalu, gdzie spędziłem cały dzień na diagnostyce. Niewielkie zgrubienie mam w tym miejscu do dziś.

24 lata. Moje początki z kowalstwem, kiedy ma się rożne "samobójcze" nawyki takie jak łapanie spadających rzeczy, nawet jeśli są rozgrzane do żółtego, gołą dłonią. Na szczęście puściłem ten żelazny pręt na tyle szybko, że mimo poparzeń i faktu, że przez parę dni nie mogłem do końca otworzyć dłoni, blizna żadna nie została.

Poza tym mam jeszcze całkiem sporo blizn, których pochodzenia nie potrafię określić...

by KsiazeIktorn

Traumatycy i wszyscy inni przeżywające mrożące krew w żyłach przygody! To seria o Was i dla Was! Klikaj w ten link i pisz! Opisz naprawdę traumatyczną historię, która zagości na stronie głównej i którą przeczytają tysiące ludzi! W tytule maila wpisz WKZT, to mi bardzo ułatwi zbieranie opowiadań.

UWAGA! Znaczek @ występuje przy nickach osób, które nie założyły sobie (jeszcze) konta na najlepszej stronie z humorem na świecie!

Oglądany: 31890x | Komentarzy: 2 | Okejek: 90 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało