Dla mnie normalne jest to, co jest reprezentatywne dla większości ludzi obecnie lub było reprezentatywne dla większości ludzi przez większość historii ludzkości. Implikuje to parę rzeczy, z których żadna mi nie przeszkadza, takich jak:
1. "Normalność" nie jest pojęciem pozytywnym, tylko opisowym. Bywają rzeczy normalne i złe zarazem, podobnie jak nienormalne i dobre.
2. Może się zdarzyć ze względu na alternatywę w definicji, że coś jest normalne i zaprzeczenie tego czegoś też jest normalne. Z czego wynika z kolei, że:
3. Coś, czego zaprzeczenie jest normalne, niekoniecznie jest nienormalne. Nienormalne jest to, co nie pasuje do żadnej z części definicji.
4. Ludzie mogą być (względem jakiejś cechy) nienormalni bez swojej winy, co nie oznacza, że przez brak winy automatycznie przestają być nienormalni. Na przykład homoseksualiści.
5. Można być zarazem normalnym i nienormalnym, bo człowiek nie może być ani "normalny", ani "nienormalny" w oderwaniu od cechy, o której mówimy.
6. W szczególności, niemal wszyscy ludzie mają (i zawsze mieli) jakieś odchyły, czyli cechy, w kontekście których są nienormalni. Całkiem normalnym być się więc nie da (w najgorszym wypadku nienormalną cechą człowieka jest brak innych odchyłów niż ten).
Oczywiście, to dotyczy sytuacji, gdy mamy na myśli "normalny człowiek". Gdy pytamy o "normalnego mężczyznę", bierzemy pod uwagę reprezentatywność dla męskiej populacji (obecnej lub historycznej), w tym ujęciu np. normalny człowiek nie ma jaj, a normalny mężczyzna je ma (a "nienormalny homoseksualista" to nie jest, wbrew punktowi 4., tautologia, tylko określenie homoseksualisty, który odczuwa pociąg do płci przeciwnej). Europejczyk popierający demokrację jest z kolei normalnym Europejczykiem (pierwsza część alternatywy), a wrogi demokracji... też jest normalnym Europejczykiem (druga część alternatywy). To przykład z punktu drugiego.
Itepe, itede.
Pozdrawiam,