Czyli polska szkoła tłumaczenia tytułów w formie Dodam, że tłumaczeniu dialogów też zdarzały się wpadki. W jednej z ostatnich scen pada pytanie o to jak się czują dzieci. Pada odwiedź "Well", co z kontekstu całego dialogu łatwo można odczytać jako "dobrze", ale tłumacz uznał, że przetłumaczy to mające wiele znaczeń słowo na "Cóż...". No, sens jakiś to jeszcze ma, dobrze że nie "Studnia...".
Nowy film Scorsese jest udany i dobry, ale niestety przegadany. I nie mam nic do filmów przegadanych jako takich - Pewnego razu w Holywood albo Oppenhaimer też były długie i pełnie dialogów, ale Księżyc można było moim zdaniem zmieścić w o godzinę krótszym seansie. Mamy niesłychanie gęstą atmosferę i interesującą historię, ale zabrakło tej odrobiny dynamizmu, która by trzymała widza może nie w napięciu, ale w stanie czujnego oczekiwania. Końcówka może się niektórym dłużyć i choć na filmie bawiłem się naprawdę dobrze, to prawdopodobnie nigdy nie obejrzę go ponownie.
Wizualnie jest miodek i łakocie - plenery, stroje, charakteryzacja, wnętrza wyglądają wspaniale. Ciężko coś napisać o pracy kamery. Zaskakuje jak brzydkie są postacie - DiCapriowi włożyli coś w gębę i jego grymas jest aż groteskowy, co drugi jego współpracownik to jakiś koszmarny paszczak, wszyscy starzy mężczyźni w mieście wyglądają jak po 40 latach w MONARze - ale mi akurat taki naturalizm się podoba.
Gra aktorska jest poprawna. DiCaprio ma swoje momenty, ale widziałem lepsze jego role. Z drugiej strony zagrać głupka to też sztuka, więc może jestem trochę zbyt surowy dla Leonarda. De Niro ma fajny głos, ale też nie wspina się na wyżyny, jakoś lepiej oceniam aktorów drugoplanowych. Chyba najlepiej podobała mi się Gladstone w roli Mollie - ta oszczędność w ekspresji bardzo pasowała do postaci.
W ogólnym rozrachunku polecam jak ktoś potrafi usiedzieć 4 godziny (doliczam reklamy) w kinowym fotelu. Chyba wygodniej byłoby to oglądać w domu. Mamy film bardzo dobry i gdyby to nie było dzieło Scorsese, to powiedziałbym, że wybitny, ale ten reżyser miał jednak lepsze dzieła
Niemniej, zdecydowanie warto - 8/10
Nowy film Scorsese jest udany i dobry, ale niestety przegadany. I nie mam nic do filmów przegadanych jako takich - Pewnego razu w Holywood albo Oppenhaimer też były długie i pełnie dialogów, ale Księżyc można było moim zdaniem zmieścić w o godzinę krótszym seansie. Mamy niesłychanie gęstą atmosferę i interesującą historię, ale zabrakło tej odrobiny dynamizmu, która by trzymała widza może nie w napięciu, ale w stanie czujnego oczekiwania. Końcówka może się niektórym dłużyć i choć na filmie bawiłem się naprawdę dobrze, to prawdopodobnie nigdy nie obejrzę go ponownie.
Wizualnie jest miodek i łakocie - plenery, stroje, charakteryzacja, wnętrza wyglądają wspaniale. Ciężko coś napisać o pracy kamery. Zaskakuje jak brzydkie są postacie - DiCapriowi włożyli coś w gębę i jego grymas jest aż groteskowy, co drugi jego współpracownik to jakiś koszmarny paszczak, wszyscy starzy mężczyźni w mieście wyglądają jak po 40 latach w MONARze - ale mi akurat taki naturalizm się podoba.
Gra aktorska jest poprawna. DiCaprio ma swoje momenty, ale widziałem lepsze jego role. Z drugiej strony zagrać głupka to też sztuka, więc może jestem trochę zbyt surowy dla Leonarda. De Niro ma fajny głos, ale też nie wspina się na wyżyny, jakoś lepiej oceniam aktorów drugoplanowych. Chyba najlepiej podobała mi się Gladstone w roli Mollie - ta oszczędność w ekspresji bardzo pasowała do postaci.
W ogólnym rozrachunku polecam jak ktoś potrafi usiedzieć 4 godziny (doliczam reklamy) w kinowym fotelu. Chyba wygodniej byłoby to oglądać w domu. Mamy film bardzo dobry i gdyby to nie było dzieło Scorsese, to powiedziałbym, że wybitny, ale ten reżyser miał jednak lepsze dzieła
Niemniej, zdecydowanie warto - 8/10
--
Tam, gdzie dziś piętrzą się góry, będą kiedyś morza. Tam, gdzie dziś wełnią się morza, będą kiedyś pustynie. A głupota pozostanie głupotą.