...miało być od czerwca.
Miała być Alusia albo Antoś. Niestety, dzisiaj na USG się okazało, że serce nie bije itd., generalnie płód jest martwy.
Żona już zakwaterowana w szpitalu załamana i przerażona, dzisiaj w nocy mają wywoływać poród. Mnie nie wpuścili oczywiście, więc nie mogę jej za rękę potrzymać.
Ja wiem, że to się zdarza, zwłaszcza przy pierwszej ciąży, że przechorujemy, przejdziemy żałobę i będzie można próbować szczęścia jeszcze raz.
Ale strasznie ciężko patrzeć na kocyki i ciuszki kupione przedwczoraj, będę musiał wszystkie ciążowo-dzieciowe rzeczy pochować zanim żonę wypuszczą ze szpitala.
Ciężko siedzieć w domu i nie móc nic jej pomóc, bać się, czy wszystko pójdzie dobrze, czy nie będzie jakichś problemów, zakażeń czy chuj wie czego. Siedzieć tak samemu i czekać na smsy z informacjami czy już, czy jeszcze nie, czy będzie wszystko ok, czy przez nie wiadomo ile czasu nie będę nic wiedział. A jeszcze ciężej wiedzieć, że to pikuś w porównaniu z tym co ona przeżywa.
Nie wiem, jakoś mam myśli w głowie na dziesięć razy więcej tekstu, ale ciężko je zebrać do kupy, więc tak raczej krótko się podzielę swoim smuteczkiem.
Miała być Alusia albo Antoś. Niestety, dzisiaj na USG się okazało, że serce nie bije itd., generalnie płód jest martwy.
Żona już zakwaterowana w szpitalu załamana i przerażona, dzisiaj w nocy mają wywoływać poród. Mnie nie wpuścili oczywiście, więc nie mogę jej za rękę potrzymać.
Ja wiem, że to się zdarza, zwłaszcza przy pierwszej ciąży, że przechorujemy, przejdziemy żałobę i będzie można próbować szczęścia jeszcze raz.
Ale strasznie ciężko patrzeć na kocyki i ciuszki kupione przedwczoraj, będę musiał wszystkie ciążowo-dzieciowe rzeczy pochować zanim żonę wypuszczą ze szpitala.
Ciężko siedzieć w domu i nie móc nic jej pomóc, bać się, czy wszystko pójdzie dobrze, czy nie będzie jakichś problemów, zakażeń czy chuj wie czego. Siedzieć tak samemu i czekać na smsy z informacjami czy już, czy jeszcze nie, czy będzie wszystko ok, czy przez nie wiadomo ile czasu nie będę nic wiedział. A jeszcze ciężej wiedzieć, że to pikuś w porównaniu z tym co ona przeżywa.
Nie wiem, jakoś mam myśli w głowie na dziesięć razy więcej tekstu, ale ciężko je zebrać do kupy, więc tak raczej krótko się podzielę swoim smuteczkiem.
--
Tak.