Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Forum > Półmisek Literata > Walentynki
dust_puppy
Tak sobie pomyslalem, ze ta opowiesc bedzie dobra, by ja dedykowac Bounty za jej historie, ktora sie Jej wydarzyla w Walentynki


Piec lat temu uwazalam, ze slub w same walentynki to takie romantyczne, choc nie celebrowano u nas jeszcze tego swieta tak jak dzisiaj. Daniel tez uwazal, ze branie slubu w dniu swietego Walentego to takie nowoczesne. Zadne Boze Narodzenie czy Wielkanoc albo miesiace z litera "r" w nazwie. Zamowilam bukiet z czerwonych roz, przewiazany mnostwem zlotych wstazek. Wszystko wydawalo sie takie wspaniale, ale do czasu. Daniel po prostu nie zjawil sie w urzedzie stanu cywilnego. Czekalam na niego w obecnosci setki gosci i zdezorientowanej rodziny. Nasi ojcowie wydzwaniali po szpitalach i pogotowiach, zaproszeni dopytywali sie o przyczyne zwloki. Nikt nie mial pojecia, co sie stalo.
Dopiero trzy dni pozniej zadzwonila matka Daniela. Wlasnie otrzymala od niego list, w ktorym wyjasnial, ze dostal propozycje wyjazdu na zagraniczny staz i zdecydowal, ze malzenstwo zbytnio by go krepowalo. Wsiadl wiec w samolot dokladnie wtedy, gdy wszyscy czekalismy na pana mlodego. Smarkacz! Przeciez takiego stazu nie zalatwia sie z dnia na dzien. Skoro tak go mialo krepowac malzenstwo ze mna, to mozna bylo to wszystko odwolac wczesniej. To, co on zrobil, bylo najglupszym wyjsciem z sytuacji. Osmieszyl mnie przed wszystkimi. Jeszcze dlugo po tym slyszalam za plecami: - To ta porzucona przed oltarzem.
Nikt nie mial watpliwosci, ze stalo sie tak z mojej winy. Przeciez zaden mezczyzna nie zostawia narzeczonej bez powodu. O pieniadzach za bankiet, ktore przepadly, nie chce wspominac. Pomimo, ze minelo juz piec lat, nie zapomnialam o tym nieszczesnym dniu swietego Walentego. Tym bardziej ze co roku dostawalam bukiet siedmiu czerwonych roz z bilecikiem: Czekam, az bedziesz gotowa.
- Gotowa na co? Zeby przebaczyc? - pomyslalam, gdy otrzymalam te roze po raz pierwszy. -Pewnie przyslal je Daniel". Ale zaraz odrzucilam te mysl. On raczej sadzilby, ze jestem gotowa mu wybaczyc i byc z nim bez wzgledu na to, co zrobil. Zastanawialam sie, kto wiec mogl mi przysylac te kwiaty, ale w koncu dalam sobie spokoj, tym bardziej, ze ofiarodawca sie nie odzywal. Az do nastepnych walentynek, na ktore dostalam taki sam bukiet z identycznym bilecikiem.
W zeszlym roku dostalam kwiaty po raz czwarty i od tej pory coraz czesciej zastanawialam sie, kto moze sie za tym kryc. Czyzby komus zalezalo na tym, by zatrzec moje przykre wspomnienia, ktore wiaza sie z tym dniem? Moze to jest ktos z rodziny? Ale nie bardzo chcialo mi sie w to wierzyc. W koncu przebolalam Daniela, a ludzie powoli zapomnieli o wszystkim.
Zaczelam sie zastanawiac, czy w tym roku tez dostane roze. I czy ich nadawca uzna wreszcie, ze jestem juz gotowa i postanowi sie ujawnic. Intuicja podpowiadala mi, ze to musi byc ktos z gosci na moim niedoszlym slubie. Niestety, po pieciu latach nie moglam sobie przypomniec wszystkich zaproszonych panow. Zamknelam oczy, przywolujac sceny z urzedu stanu cywilnego, ale widzialam bezimienny tlum. Nawet nie jestem pewna, czy Irena przyszla wtedy z Romanem, czy moze z kims innym. Pamietam tylko rodzicow swoich i Daniela, ciocie Stefe w pomaranczowej sukni i wysoka, szczupla sylwetke swiadka pana mlodego. Jednak twarzy tego mezczyzny nie bylam w stanie sobie przypomniec. Widzielismy sie raptem kilka razy w zyciu.
Kiedys Daniel przedstawil mi go jako swojego najlepszego przyjaciela. Mial na imie Andrzej, czy jakos tak... Przywitalismy sie, on pocalowal mnie w reke. Kiedy podniosl na mnie wzrok, zauwazylam, ze ma duze szare oczy. Nie zrobil wtedy na mnie najlepszego wrazenia. Byl taki ponury, wrecz zgaszony. Tak samo zachowywal sie podczas kolejnych spotkan, kiedy z Danielem i innymi przyjaciolmi szlismy sie gdzies zabawic. Dopiero w urzedzie stanu cywilnego zrozumialam, ze mnie lubi. Gdy zdenerwowana czekalam na narzeczonego, spojrzal na mnie tak jakos milo i cieplo. Dodal mi tym otuchy. Jednak przez te wszystkie lata nie natknelismy sie na siebie ani razu.
Zadzwonil dzwonek i na progu mieszkania stanal poslaniec z kwiaciarni, trzymajac w reku jedna roze na dlugiej lodydze. Jedna, nie siedem.
Zauwazylam, ze do kwiatu przyczepiony jest maly, elegancki bilecik. Bylam ciekawa, co tez tym razem jest na nim napisane. Nie mialam watpliwosci, ze kwiaty przysyla mi jedna i ta sama osoba. Jeszcze zanim przeczytalam wiadomosc, wiedzialam, ze wreszcie sie dowiem, kto za tym stoi. Jednak na kartce bylo tylko rownanie matematyczne: 7-1=6. Nie bardzo rozumialam, o co tutaj chodzi. Nastepnego ranka dostalam dwie roze, a na identycznym karnecie bylo napisane: 7-2=5. Kazdego kolejnego dnia dostawalam o jeden kwiat wiecej. Kiedy przyslano mi cztery rozyczki, kupilam sobie elegancki jedwabny kostium. W sobote przyslano mi duzy bukiet tym razem kremowych roz, a zamiast bilecika z odejmowaniem dolaczone bylo zaproszenie do ekskluzywnej francuskiej restauracji. Nie moglam sie doczekac tego spotkania.
W niedziele z samego rana zaczely mna targac watpliwosci i obawy. Moze ktos bawi sie ze mna w idiotyczne gierki?
- Nie! - powiedzialam sobie przed samym wyjsciem, sprawdzajac w lustrze makijaz i poprawiajac fryzure. - Zaden kawalarz nie wytrzymalby pieciu lat w oczekiwaniu na efekt swoich dowcipow. To dla zartownisiow za dlugo. Oni zwykle chca widziec efekt natychmiast. Wiec nie ma sie czego bac. Oczywiscie moglam nie isc do restauracji, jednak ciekawosc wziela nade mna gore. Mimo wszystko, chcialam sie dowiedziec, kto przez tyle lat przysylal mi roze.
Portier przy wejsciu wezwal hostesse, ktora, usmiechajac sie milo, zaprowadzila mnie do stolika w glebi sali. Byl on oddzielony od innych stolow azurowym parawanem porosnietym gestym bluszczem. Swiece palace sie na srodku stolu, rzucaly niewielki krag swiatla. Z daleka widzialam sylwetke mezczyzny, ktory na mnie czekal, ale jeszcze nie bylam w stanie go rozpoznac. Podeszlam do stolika i przystanelam. Na moj widok mezczyzna podniosl sie, by mnie przywitac.
Patrzylam oszolomiona w duze szare oczy.
- A wiec to ty! - zawolalam.
Andrzej pocalowal mnie w reke tak, jak wtedy, gdy zostalismy przedstawieni sobie przez Daniela. Wskazal mi stojace obok krzeslo. Zauwazylam, ze byl lekko zdenerwowany i niepewny. Usiadlam. Powinnam powiedziec cos blyskotliwego, zazartowac, zeby rozluznic napieta atmosfere, ale nie potrafilam nic powiedziec. Palily mnie policzki.
- Wyglupilem sie, prawda? - ­szare oczy patrzyly na mnie niepewnie. - Mezczyzna powinien... Tylko w basniach czeka sie sto lat na spiaca krolewne.
- Zostalo Ci jeszcze dziewiecdziesiat piec - powiedzialam, usmiechajac sie lekko.
- Nie wytrzymalbym juz ani dnia dluzej - odparl powaznym tonem.
- Nie zartuj. Pamietam, jak Daniel nas sobie przedstawil. Patrzyles na mnie z niechecia... Wiedziales, ze Daniel zalatwia sobie wyjazd zagraniczny? - zapytalam. - Oczywiscie. Sam rowniez staralem sie o ten staz. Byly tylko trzy miejsca.
- Dlaczego mi o tym wtedy nie powiedziales? - chcialam dowiedziec sie jak najwiecej.
Andrzej nerwowo potarl koniec nosa. - Skad moglem wiedziez, ze ukrywa to przed toba... Marzylem o tobie od chwili, kiedy ujrzalem Cie pierwszy raz. Daniel byl moim najlepszym przyjacielem, nie moglem nic zrobic, dac Ci do zrozumienia, jak bardzo mi sie podobasz.
- Nie dostales sie na ten staz, skoro przyszedles na slub? - dopytywalam sie.
Andrzej przeczaco pokrecil glowa: - Dostalem sie. Nawet nie wiesz, jak okropnie sie czulem wtedy w urzedzie. Wyjechalem do Stanow. Nie bylo dnia, w ktorym nie myslalbym o tobie. Pisalem nawet listy, ale nie mialem odwagi ich do ciebie wyslac. Wyrzucalem je wiec do kosza.
- Byles tam przeciez rok. Dlaczego nie odezwales sie po powrocie?
- Probowalem. Dzwonlem nawet kilka razy, ale twoi rodzice mowili, ze nie chcesz z nikim rozmawiac. Pomyslalem wtedy, ze wciaz kochasz Daniela i nie mozesz dojsc do siebie po tym wszystkim. Moglem tylko wysylac te kwiaty. I miec nadzieje...
- Nadzieje na co? - przerwalam.
- Ze kiedys wreszcie zapomnisz o nim i dasz mi szanse ­ powiedzial to szeptem. - Oczywiscie, ze dam Ci szanse ­ odparlam. - To przeciez musi cos znaczyc, ze pamietales o mnie przez te wszystkie lata.
Spojrzalam na niego. Po raz pierwszy w zyciu widzialam, jak sie usmiecha.
- Proponuje wiec, zebysmy wzniesli toast za nasza przyszlosc - powiedzial Andrzej, wznoszac kieliszek. Wzielam do reki swoj i stuknelismy sie. Wierzylam gleboko, ze tym razem swiety Walenty przyniesie mi szczescie. I sprawdzilo sie. W tym roku 14 lutego obchodzilismy druga rocznice naszego malzenstwa.


dust_puppy
ups... sorki, ale mi sie cosik literki rozsypaly. Pozamienial wszystkie z powrotem i sproboje ponownie

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
A teraz pocałujta moderatorkę w policzek.

happy
ciekawe, niemalże super... tyle, że brakuje mi tam polskich znaków

--
Maybe my soulmate died, I don't know... Maybe I don't have a soul ♡

dust_puppy
W imieniu swoim chcialbym slicznie podziekowac za jakze szlachetny gest, jakim jest zmoderowanie mojego postu przez nasza wspaniala moderatorke


:cmok :cmok :cmok


No co? Przeciez Marcin Daniec wyraznie mowil, ze dzien bez wazeliny to dzien stracony.



Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
zgred - Superbojownik · przed dinozaurami

--
No good deed goes unpunished...
Forum > Półmisek Literata > Walentynki
Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj