no to ja druga
Opowiadanie pod tytułem : "Moje pierwsze rwanie (zęba of kors)".
Luty – 1996
Oto znalazłam się na fotelu dentysty i powoli otwierałam usta. Ostry szczękościsk, wręcz paraliż połowy głowy, ból przy wszelkich ruchach dolną szczęką (czy to w poziomie, czy to w pionie). Na szczęście udało się i pokazałam oto pani doktor wnętrze mojej jamy ustnej.
- Otóż mamy ósemkę, wyrzyna się poza łuk dziąsła i uciska na jakiś nerw- zdiagnozowała mnie.
- yhy- wolałam już nie zamykać ust, pamiętając, jak trudno mi je było otworzyć.
- Wiesz, tu o 14-tej będzie mój mąż, on cię obejrzy, poczekaj na korytarzu.
Było około 11- tej, ale że z przychodni studenckiej było tylko dwa kroki do akademików, nie protestowałam. Przeczekałam ten czas popijając jogurt przez rurkę, uspokajając nerwy papierosami i zastanawianiem się, kim do diabła jest jej mąż z zawodu. Oby dentystą, no w ostateczności internistą lub hutnikiem (pamiętam opowieści taty o pracy hutnika i wierzcie mi, ma wiele wspólnego ze stomatologią).
Wreszcie znalazłam się ponownie na fotelu dentysty. W rozwartą z trudem szczękę zaglądały teraz dwie osoby.
- Ósemka wyrzyna się poza łuk, nie wiadomo jak ukształtowały się korzenie. Trzeba zrobić zdjęcie- zdiagnozował mnie mąż.
- Wypiszę ci skierowanie na zdjęcie, my tu nie mamy rentgena. Zrobisz zdjęcie na ulicy Hetmańskiej w przychodni wojewódzkiej i przyjdziesz z tym zdjęciem i wtedy zdecyduję, co robimy dalej- ton pani doktor był absolutnie autorytatywny, przemawiała spokojnie i pewnie.
Zdjęcie udało się zrobić szybko (pomijając proces otwierania i zamykania ust), bez angażowania krewnych ani telefonów do przyjaciół. Tego samego dnia dostałam kliszę i z tą pomocą naukową zasiadłam ponownie w fotelu pani doktor. Ta spojrzała na zdjęcie fachowym wzrokiem i odezwała się.
- No tak, korzeń. Wiesz, o 14-tej będzie tu mój mąż. Przyjdź o 14:30, zdjęcie zostawiam, on je obejrzy i wtedy zdecyduję co z tobą zrobię.
Popatrzyłyśmy sobie w oczy.
- On też jest dentystą- uśmiechnęła się uspokajająco.
O 14:30 mąż obejrzał mojego niesfornego zęba osobiście. Zdjęcie chyba mu się bardzo spodobało, bo zerkał na nie jeszcze (chociaż miał je tylko dla siebie przez co najmniej pół godziny).
- Zrób ekstrakcję, nie ma innej możliwości- doradził żonie.
- Kieszonka niewykształcona, jak ja się dostanę- lekko płaczliwym tonem zapytała męża.
- Masz wystarczająco miejsca, o tu- i coś tam jej pokazał, wszystko w mojej jamie ustnej!!!!!
Pomyślałam sobie wtedy, że może ona poprosi męża, żeby to zrobił. Ale nie, zarządziła przygotowanie znieczulenia swojej asystentce.
- Pani doktor, ostatnio miałam robiony zastrzyk znieczulający i bardzo po nim spuchłam. Prosiłabym więc o próbę uczuleniową.
- Nie ma potrzeby, ten lek bardzo rzadko uczula, praktycznie nie uczula.
- Mnie wtedy spuchł cały policzek, podniebienie, język, gardło, a gdy zeszła mi opuchlizna miałam limo pod okiem i na policzku i na szyi, więc prosiłabym jednak o tę próbę.
- Tamten dentysta najwyraźniej źle zrobił zastrzyk, ja znam się na tym i powtarzam, że prób uczuleniowa nie jest potrzebna.
- Ja jednakowoż NALEGAM- ostatnie słowo wypowiedziałam mrożącym krew w żyłach tonem.
- No dobrze- pani doktor wywróciła oczami- Kasiu, zrób pani próbę uczuleniową i podaj kieliszek neospazminy.
Kasia zrobiła mi próbę uczuleniową, nalała mi kielicha neospazminy, który radośnie wychyliłam z zamachem wyuczonym w akademiku. Próba uczuleniowa dała wynik negatywny i pani doktor przystąpiła do dzieła. Sposób w jaki wyrwała mi ząb dał mi uzasadnienie wyboru jej drogi życiowej. Zrobiła to szybko, zgrabnie i właściwie bezboleśnie.
Jeszcze na fotelu w gabinecie zakręciłam radośnie szczęką ciesząc się z odzyskanych możliwości- mogłam jeść, mówić, śpiewać nawet. Powstrzymałam się od uściskania pani doktor i wybiegłam z jej gabinetu z mocnym postanowieniem nie kontaktowania się z nią już nigdy i w żadnej sprawie.
Czerwiec 1996
Oto znalazłam się na fotelu dentysty i powoli otwierałam usta. Ostry szczękościsk, wręcz paraliż połowy głowy, ból przy wszelkich ruchach dolną szczęką (czy to w poziomie, czy to w pionie). Na szczęście udało się i pokazałam oto pani doktor wnętrze mojej jamy ustnej.
- Otóż mamy ósemkę, wyrzyna się poza łuk dziąsła i uciska na jakiś nerw- zdiagnozowała mnie.
Deja- vu? Tak- z jedną tylko różnicą- tym razem rumakowała ósemka z prawej strony.
- yhy- wolałam już nie zamykać ust, pamiętając, jak trudno mi je było otworzyć.
- Wiesz, tu o 14-tej będzie mój mąż, on cię obejrzy, poczekaj na korytarzu.
- Pani doktor, ale ja pół roku temu miałam to samo z lewej strony, pani mąż mnie wtedy oglądał, ja to wszystko doskonale pamiętam i mogę pani powtórzyć. Po pierwsze trzeba zrobić zdjęcie…
- Dobrze, dobrze, przyjdź o 14-tej- nie dała mi dokończyć ani doradzić sobie.
Dalsze wydarzenia potoczyły się podobnie. Mąż polecił żonie polecenie wykonania zdjęcia. Zdjęcie zrobiłam i gdy wróciłam do gabinetu (przezornie od razu na 14-tą) pani doktor przywołała męża a ten zawyrokował:
-Nie dasz rady zrobić ekstrakcji. Wypisz skierowanie do chirurga szczękowego.
Mój przypadek pokonał nawet mózg zewnętrzny pani doktor, w postaci jej męża. Poczułam się wyjątkowa, ja i moje zęby stanowiliśmy wysoki próg dla dentystów tego świata.
Czerwiec 1996
Fotel u chirurga szczękowego wygląda zupełnie inaczej, niż ten w gabinecie dentystycznym. Jest to właściwie leżanka, czy też stół chirurgiczny. Jest to wąskie i ręce spadają. Nad głową zaś wisi ogromna lampa, o nieskończonej ilości świecących oczu. Jest to wielki gabinet pełen urządzeń, wszystkie szafki mają nogi na kółkach, leżanka też. W gabinecie tym mieszkała ogromna jak Buka dentystka, cała była w fartuchu zawiązywanym z tyłu, głowę schowaną w antyseptycznym czepcu, a na piersi wisiała jej maseczka chirurgiczna. Dentystka ta występowała w trzech identycznych osobach. Domyślałam się, że dwie z nich są to jej asystentki, a może to znowu konsylium? Trudno było to ustalić, bo wymieniały miedzy sobą uwagi i żadna zdawała się nie dominować nad resztą. Ogromne te kobiety stanęły nad mym wątłym, rozłożonym na leżance ciałem, rozsuwając za siebie jeżdżące szafki. Zapaliły straszliwą lampę i kazały mi otworzyć usta. W nieskończoność zdawała się ciągnąć chwila mojego wolnego, idącego zygzakiem, otwierania ust. W tym czasie straszliwe te kobiety nasunęły na twarz maseczki chirurgiczne i ubrały rękawiczki. Najwyraźniej doskonale się bawiły, bo robiły przy tym takie gesty jak kowboje.
- Powiadasz, że tak strasznie cię to boli?
- O! Odleżynka się zrobiła w policzku.
- Biedactwo.
Komentowały, a ich palce rozciągały moje usta w każda stronę.
Wreszcie napatrzyły się do woli. Zgasiły lampę i rozeszły się. Potem zaczęły mówić, każda dopowiadała zdanie. Ja tylko kręciłam głową po całym gabinecie, żeby patrzeć na aktualną rozmówczynię.
- Ząb kwalifikuje się do usunięcie chirurgicznego, ale nie ma do niego dojścia. Wyrżnął się za mało.
- Nie można do niego dojść przez dziąsło, bo to ósemka.
- Musimy go usunąć przez policzek.
- Przetniemy skórę na policzku i tak się do niego dostaniemy.
Włosy stanęły mi dęba na głowie.
- Ale to tylko wtedy, jeśli upierasz się przy usunięciu zęba.
- Jeśli wytrzymasz ten ból i szczękościsk, to możesz żyć z tym zębem.
- Z czasem nerw, na który on uciska, przesunie się.
- Organizm sam się obroni.
- My przepiszemy ci tylko antybiotyk na zapalenie okostnej.
- W każdym razie odradzamy operację, jako mocno inwazyjną i niekoniecznie potrzebną.
- Poboli i przestanie- na koniec pocieszyły mnie.
Zdecydowałam oczywiście, ze nie robimy operacji, że ma poboleć i przestać i że wybiorę antybiotyk.
Maj 2009
Diagnoza i przewidywania z gabinetu chirurgicznego spełniły się. Pobolało i przestało. Ząb od tego czasu urósł więcej. Do dzisiaj nie mogę ruszać szczęką na bok, bo czuję, jak mnie dźga w policzek, ale przywykłam do tego i na co dzień w ogóle tego nie zauważam.
Zastanawia mnie jednakże moja niegdysiejsza niefrasobliwość i nie dające się zrozumieć powroty do gabinetu pani doktor. To młodość po prostu i wyciszenie instynktu samozachowawczego. Ale nie ważne- było minęło. Co innego bardziej mnie martwi.
Przed mną jeszcze dwie ósemki
--