Tylko, że są to kłamstwa absolutnie przewidywalne, więc nie wiem, o co ten płacz
Jeśli PO głosiła potrzebę utworzenia okręgów jednomandatowych, to ktoś kto choć trochę orientuje się w systemie władzy mógł sam dojść do tego, że by tego dotrzymać, trzeba będzie zmienić Konstytucję. A tej zmienić się nie da nie mając 3/5 głosów w parlamencie. Takiej zaś siły jeszcze u nas nie było. Dlatego nigdy nie traktowałem tego jako "obietnicę", a raczej jako wyrażenie swego zdania przez partię, z którym to zdaniem zgadzam się, bądź nie.
Akcje typu "Nie idź na wybory" przypominają mi pewnego pana, permanentnie bezrobotnego. On się nie bierze za żadną pracę, bo nigdzie mu nie chcą płacić miliona miesięcznie. Tu tak samo : nie ma partii, która mi w 100% odpowiada - nie idę.
Na dodatek świadczą o młodzieńczej naiwności
W naszym systemie rządzi matematyka i jeśli komuś się wydaje, że nie głosując, lub oddając głos nieważny nie głosuje, to jest w błędzie.
Wystarczy poszperać w statystykach, by się przekonać, że wysoka frekwencja premiuje jedne partie a niska inne. De facto więc nie idąc, głosujemy na bardzo konkretna partię.
Żeby było śmieszniej, takie osoby zwykle uważają się za "światłe" i lepiej poinformowane choćby od babci, niesłusznie pogardzanej z powodu jej wyborów. Jeżeli babcia chce, by jej zbudowano w Polsce Królestwo Niebieskie, to ma do tego pełne prawo i lekceważyć ją z tego powodu jest zwykłą bucerką. Tak jak ja mam prawo mieć inne zdanie, przez co nie jestem gorszym Polakiem, jak sugerują to niektórzy.
Czy jest lekarstwo na uzdrowienie systemu? Nie ma.
W górach zwykle jest wybór - albo idziemy przez tę przełęcz, albo przez inną. Nikt jakoś nie mówi o tym, by przewalcować góry, bo będzie płasko i lżej
Co do demokracji, to też zwykle posługujemy się jakimś dziwnym jej pojmowaniem. W krajach europejskich jest co najmniej kolka systemów, które uważamy za demokratyczne, choć każdy jest inny (są wśród nich i kraje z
przymusowym głosowaniem)
Jeśli ktoś zna jakiś inny, lepszy system, niech pokaże. Czekam na to tyle lat, od tylu lat zagłębiam się w zagadki przeszłości i jakoś nie zauważyłem
A jeśli już chcemy snuć jakieś fantastyczne wizje, to tez mam jedną. Iść gremialnie na wybory i dodać głosów partii o największych szansach na zwycięstwo. Tak, by mogła rządzić samodzielnie (nie zdarzyło się to jeszcze). Inaczej: by odebrać jej wymówkę "my chcieliśmy, ale..." W następnych wyborach taka partia zniknie ze sceny. O mały włos się to przydarzyło SLD, ale nie do końca (choć u nas w mieście SLD nie istnieje, podobnie jak parę innych partii
)
To jedyny względnie realny scenariusz "odbetonowania" sceny politycznej, bo na pojawienie się nowych podmiotów nie ma co liczyć. Dlaczego? Ano dlatego, że nowa inicjatywa polityczna, nowa partia, to są lata ciężkiej pracy u podstaw. A my wolimy "akcje" na Fejśbóku.