< > wszystkie blogi

Byłem świadkiem mordu...

4 grudnia 2016
Albo i nie, stu procentowej pewności nie mam, ale po kolei. Siedzimy sobie spokojnie ze znajomymi w moim ulubionym irish pubie, gdy nagle coś zaczyna się dziać. Ze środka wybiegają ludzie, ktoś się szarpie, ktoś zaczyna kaszleć. Po chwili cała scenka przenosi się na ulicę, gdzie czterech chłopa w muzułmańskim przyodziewku ludowym masakruje jakiegoś czarnego chudzielca, po czym wrzuca go do samochodu i wywozi w sobie tylko znanym kierunku. Gdy tylko samochód znika za horyzontem wszyscy bywalcy wracają do swoich szklanek i porzuconego stołu bilardowego jakby nigdy nic się nie stało, a impreza toczy się dalej.
Od jednej z dziewcząt, które przebywały wewnątrz lokalu (my siedzieliśmy na werandzie) dowiedzieliśmy się że "worek treningowy" był złodziejem (dość niewprawnym warto zaznaczyć, gdyż dał się złapać). Podobno dostał również "kosę pod żebro" przed wrzuceniem do samochodu. Tego nie potwierdzam, z mojej perspektywy widok w tym momencie zasłaniał dach samochodu zaparkowanego przy lokalu i widziałem zajście tylko od ramion w górę. Nasunąć się może teraz pytanie: "A gdzie była policja?!". Szczerze, nie jestem nawet pewien czy ktoś dzwonił po niebieskich. Radiowóz przyjechał, a może raczej przejechał, godzinę później wzdłuż ulicy, nie zatrzymywał się, sunął z wolna i groził migającą szklanką. Nikt nic nie widział, nikt nic nie wie. Niech ta lekko przydługawa anegdota będzie wstępem do rozważań o bezpieczeństwie w najbardziej wysuniętym na południe kraju Afryki. Otóż wbrew obiegowej opinii nie jest tak źle jak media i statystyki próbują nam wmawiać. Tak jak wszędzie, taki i tu są miejsca w które lepiej się nie zapuszczać po zmroku nawet samochodem, ale ogólne wrażenia po 2 miesiącach mojej bytności tu są o wiele bardziej pozytywne niż mogłem się spodziewać przed wyjazdem. Wg statystyk dostępnych na stronie: http://www.crimestatssa.com/ okolica, w której mieszkam (Umbilo) jest jedną z najczęściej dotykanych przez przestępczość stref w Południowej Afryce. W tym miejscu: http://www.crimestatssa.com/precinct.php?id=693 możecie znaleźć szczegółowe statystyki kryminalne dla mojego kawałka Durbanu. Przejdźmy teraz do odczuć subiektywnych, bo ponoć to o nich miał być ten blog. Ważnym elementem budowania poczucia bezpieczeństwa jest poruszanie się w grupie, zwłaszcza po zmroku. Jeszcze lepszym pomysłem jest używanie samochodu, Ubera, znajomego kierowcy, który jest pod telefonem i weźmie trochę więcej, ale za to przewiezie Cię lepszym samochodem i to bez kasy fiskalnej, więc paranoicy którzy nie chcą aby ktoś ich śledził też mają opcję dla siebie. Kolejną rzeczą dotyczącą bezpieczeństwa, jaka nasuwa się wręcz automatycznie, jest to, że niemal każda posesja posiada ogrodzenie (małe domki w najbiedniejszych dzielnicach stoją jeden przy drugim i nikt ich nie ogradza), co jest szeroko spotykane także w Polsce. Jednakże w przeciwieństwie do Polski praktycznie każde ogrodzenie wzbogacone jest o zasieki z brzytwiastego drutu (nikt nie bawi się w drut kolczasty, tylko żyletki), postawione na sztorc metalowe ostrza lub kilka przewodów pod napięciem. Policja w RPA nie cieszy się zbytnią estymą, co i tak jest dość łagodnym określeniem rzeczywistości. Na każdym domu widnieje plakietka miejscowej firmy świadczącej usługi ochrony mienia. Zazwyczaj jednej i tej samej dla konkretnej dzielnicy lub jej części. Samochody ochrony patrolują swoje rewiry regularnie i można je zauważyć znacznie częściej niż radiowozy policji lub tzw. Metro Police, czyli odpowiednika naszej kochanej Straży Miejskiej. Firmy ochroniarskie zapewniają systemy alarmowe, oraz tzw. panic buttony poukrywane w różnych miejscach domów i są ponoć dość sprawni (na pewno sprawniejsi od policji), ale na szczęście nie miałem okazji się jeszcze o tym przekonać. Pozdrawiam, Eth Durban RPA
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi